Co się tak naprawdę liczy w treningu i diecie – część I

 

Czołem! Chwilę się nie odzywałem ale to wszystko ponieważ wróciłem do … pisania książki! Jakieś trzy lata temu zacząłem pisać „podręcznik transformacyjny” – aby każdy, kto chce zmienić swoją sylwetkę miał taką możliwość. W ciągu tego czasu trochę się zmieniło w świecie naukowo-treningowo-dietetycznym, więc ostatnie pare dni spędziłem na doprowadzaniu tego wszystkiego do porządku – ale jestem już na bieżąco!

Co jakiś czas będę wrzucał Wam kawałki urywki do poczytania – może się Wam spodobają!

Tymczasem dziś chciałem napisać co nieco o mitach… Nawet to nie jest dobre słowo. O tym, do czego większość trenerów przywiązuje mniejszą lub większą wagę kontra to, co tak naprawdę ma znaczenie gdy chodzi o poprawę wyglądu, zrzucenie fatu, rozwój mięśni – ogólną efektywność danego podejścia.

Zacznijmy od:

 

Prawidłowa forma vs kiepska

 

Czy słaba forma w ćwiczeniu Ci pomoże? Nie. Jak bardzo zaszkodzi? Jeżeli ogólnie wykonujesz sporą objętość treningu i nie zrobisz sobie krzywdy (kwestia szczęścia) to… Raczej nie bardzo. Ciężko wykonać podciąganie w taki sposób żeby żaden mięsień w ciele nie pracował – to samo z wyciskaniem na ławce. Dupowato wykonany przysiad to dalej przysiad, w którym mięsień czworogłowy pracuje, nawet jeśli tyłek nie mija się z linią kolan. Dopóki serie są ciężkie, kiepska forma to nie jest rzecz która zasadniczo ogranicza ich wzrost w bardzo dużym stopniu. Mnóstwo pro kulturystów nie umie wykonywać poprawnie ćwiczeń ale jakoś w niczym im to nie przeszkodziło aby być rozrośniętymi jak żbiki 🙂 Warto przypilnować prawidłowej formy, ale nie tam należy szukać problemu gdy nie robimy w ogóle postępów!

 

Urozmaicona dieta vs jedzenie tego samego dzień w dzień

 

Można by pomyśleć, że to drugie jest bardzo złe… No może po kilku miesiącach coś z tego nieciekawego faktycznie wyniknie, o ile ktoś jest w stanie jeśc kilka miesięcy tyle samo. Niemniej generalnie aby będąc zdrowym dorobić się deficytu jakiegoś mikroskładnika trzeba się sporo namęczyć. Flora bakteryjna jelita to już większy problem, ale większość osób zakończy dietę zanim zrobi sobie jakiekolwiek poważniejsze kuku.

 

Zwiększanie ciężaru vs zwiększanie powtórzeń vs dodawanie serii

 

Sprawa jest nadzwyczaj prosta – zwiększasz co możesz, dopóki coś zwiększasz to wszystko idzie we właściwym kierunku. Różnica we wzroście mięśni – czy zwiększasz wszystko czy tylko jedną lub dwie z tych rzeczy będzie naprawdę niewielka a w przypadku niektórych, mniej genetycznie obdarzonych osób wręcz nie będzie żadnej – bo tym to nic poza testosteronem nie pomoże 🙁

 

Duży deficyt vs mały deficyt

 

Trenerzy chronicznie obawiają się stosowania większych deficytów u podopiecznych – podczas gdy osoba która ma 20 kg do zrzucenia może spokojnie jechać na 1000 kalorii deficytu i nawet nie będzie głodna przez większość czasu! Mały deficyt (500 kalorii i mniej) jest przeznaczony dla osób o już niewielkim procencie tkanki tłuszczowej. Wszyscy inni mogą spokojnie stosować 600-800 kalorii deficyt, gdzie 500 kalorii obcinamy z pożywienia a resztę dodajemy z wysiłku.  Transfer energii z tkanki tłuszczowej dla osoby trenującej jest o wiele wyższy niż dla kogoś kto trenuje zmianę kanałów przed telewizorem i nie musimy obawiać się że stracimy mięśnie dopóki trenujemy je regularnie.

 

Magiczne „zdrowe” bio pożywienie vs normalne żarcie

 

Serio, jak mi ktoś po raz kolejny powie że mam za mało oleju kokosowego w diecie albo że nie kupuję „bio” i w związku z tym umrę 20 lat wcześniej to chyba mnie coś trafi. JEŻELI KUPUJESZ BIO (tzw. organiczne pożywienie) BO MYŚLISZ ŻE JEST TO ZDROWSZE TO DAJESZ SIĘ WKRĘCIĆ MACHINIE MARKETINGOWEJ. Bio-banany? To są normalne banany! A jeżeli kupujesz bio bo Ci smakuje lepiej? Ok, to jestem w stanie uszanować i zrozumieć, każdemu może jedzenie mniej lub bardziej podchodzić. Chcę za to powiedzieć jasno – jest multum badań które w definitywny sposób pokazują że NIE MA RÓŻNICY W ILOŚCI MIKROSKŁADNIKÓW I WPŁYWU NA ZDROWIE bio wynalazków i nie-bio. Uff!

 

Mrożonki vs „świeże” z marketu

 

Teraz wszystko jest mrożone flash freeze co oznacza, że czasem nie mijają nawet 24 h od momentu zebrania warzywa/owocu i już jest zamrożone. Flash to tak szybki proces, że nie powoduje powstawania kryształków lodu co z kolei zachowuje strukturę warzywa/owocu. Większość mrożonek ma o wiele więcej witamin i minerałów niż ich odpowiedniki z półek supermarketu,  które najczęściej leżą w chłodniach po tydzień-dwa zanim zobaczą Wasze głodne buzie wrzucające je do koszyka. W tym czasie powoli wycieka z nich wszelakie życie, a z nim mikroskładniki.

 

Ćwiczenia złożone na wolnych ciężarach vs. izolacja na maszynach

 

Wyobraź sobie, że masz armię. W tej armii masz działa przeciwpancerne, pluton snajperów i dwa oddziały piechoty, zabieracie się do przejęcia kontroli nad miastem na wrogim terenie. Chcecie je zrównać z ziemią, po to żeby później odbudować je po swojemu. Dlaczego? bo tak Wam się podoba – to jest wojna i nie będziecie się nikomu tłumaczyć. Czym będzie Wam łatwiej osiągnąć ten cel? Wiadomo, że ciężką artylerią! A później, gdy już pozostaną tylko szwędające się tu i tam niedobitki wysyłacie piechotę i snajperów, którzy elegancko redukują opozycję wroga do zera. Miasto = tkanka mięśniowa. Artyleria = ćwiczenia złożone, piechota i snajperzy = ćwiczenia izolowane. Ile zajęłoby zrównanie tego miasta z ziemią granatami piechoty i z plutonem snajperów?… Bardzo długo. Da się? Pewnie. Ma to sens? Raczej niezbyt wielki.

 

Na razie to tyle, może napiszę drugą część jak ta będzie mieć pozytywny odzew, w końcu niby się zobowiązałem w tytule 😉 Trzymajcie się!

 

– Konrad