Historia moich problemów z wagą i o tym jak przestałem wpychać w siebie jedzenie

Witam serdecznie w kolejnym artykule dla Transformacji Sylwetki – tym razem o mocno osobistym zabarwieniu. Większość osób trenujących i w pewien sposób obecnych w publicznym oku usiłuje utrzymywać nieskazitelny wizerunek świetnej formy przez 365 dni w roku. Faktyczny stan rzeczy jest taki, że rzadko kiedy jest to w 100% prawda. Jesteśmy tylko ludźmi, nikt nie jest idealny. Wychodzę z założenia, że jest spora wartość w tym kiedy ktoś upadł i dał radę się podnieść. Wielu słynnych trenerów, którzy dziś pochwalić mogą się świetną sylwetką często w przeszłości wielokrotnie borykało się z problemami z wagą bądź zaburzeniami odżywiania.

Poniższy tekst poprowadzi Cię przez pagórki i doliny mojej formy, w tym przez największy przyrost tkanki tłuszczowej w moim życiu a następnie największą i najszybszą trwałą jej utratę aby w wieku 34 lat osiągnąć szczytową formę!

Po wstukaniu „utrata wagi” w google można przeczytać wiele historii opisujących sukcesy walki z kilogramami: twierdzenia typu „Straciłem 15 kg w pół roku” bądź „Straciłem 20 kg w rok” nie oddają w żaden sposób całości wysiłku jaki dana osoba musiała włożyć w ten finalny efekt, ani tym bardziej wytrwałości i systematyczności jakiej to wymagało.

Tematy przybierania na wadze, otyłości oraz utraty wagi łączą skomplikowane relacje. Próba ich opisania nie zamknęłaby się w jednej książce, dlatego też przedstawiam tutaj tylko i wyłącznie swoją stronę i moje odczucia w tej kwestii.

Jedno jest pewne: nie ma czegoś takiego jak sytuacja beznadziejna. Nie ważne, ile wagi masz do stracenia – 5 czy 50 kilogramów. Każdy jest w stanie kompletnie odmienić swoją sylwetkę – stracić tłuszcz, zbudować mięśnie i wyglądać świetnie. Wymagać to będzie czasu i wkładu pracy, często też trochę pieniędzy. Ale jest to inwestycja w siebie, a taka zawsze się zwraca.

Oczywiście bycie „fit” nie jest receptą na totalne szczęście ale cholernie pomaga w byciu zadowolonym z życia. Utrata zbędnych kilogramów to zwykle pierwszy krok na drodze do tego celu.

 

 

 

 

Rzut okiem w przeszłość i pierwsze problemy z wagą

 

Po raz pierwszy przybrałem sporo kilogramów dobrze po 20-tym roku życia i w tamtym czasie miałem już rozsądną wiedzę na temat odżywiania, co w niczym niestety nie pomogło. Jeżeli chodzi o trening, to pierwszy raz odwiedziłem siłownię w wieku 17 lat a systematycznie zacząłem trenować w wieku około 20 lat – głównie po to, aby dobrze wyglądać i móc lepiej dawać sobie radę w różnych sportach którymi się na przestrzeni czasu pasjonowałem. W wieku około 22 lat zacząłem tworzyć plany treningowe dla innych, głównie bazując je na zasadach Prilepina oraz HST (Hypertrophy-Specific Training, bardzo popularne kilkanaście lat temu podejście treningowe). Zacząłem też współpracę jako doradca odżywiania ze znanym portalem – a wręcz powiedziałbym – wtedy ośrodkiem socjalnej kulturystyki i fitness w Polsce, jeszcze przed Instagramem i Facebook’iem. Dziś jest to miejsce znane głównie z tego, że sprzedaje i promuje suplementy.

Skąd miałem wystarczającą wiedzę, aby w tak młodym wieku doradzać innym? Głównie dzięki mojej mamie, która jest nauczycielem biologii i chemii – zawsze miałem dostęp do jej książek i dosyć wcześnie zrodziła się moja fascynacja tematem biochemii odżywiania. Okazało się również, że potrafię pisać – nie zrozum mnie źle, dzieci uczyć się o mnie w szkołach nie będą na języku polskim ale z perspektywy czasu i tak uważam, że moje artykuły były dopuszczalnej jakości. Odzew od społeczności za to miałem bardzo pozytywny, i do tej pory zdarza mi się że ktoś do mnie pisze z pytaniem na temat czegoś, co ja wrzuciłem w internet kilkanaście lat temu. Niesamowite!

Skrótowo jeszcze na temat mojej sylwetki: natura obdarzyła mnie raczej przeciętną genetyką – 181 cm wzrostu, długie kończyny, lekka skolioza, rotacja klatki piersiowej o parę stopni w lewo, niewielkie pectus excavatum też po lewej stronie. Do tego drobne stawy i wysoko podczepione łydki, a więc raczej budowa maratończyka niż kogoś kto nadaje się do treningu siłowego. W tym wszystkim jeszcze w wieku 15 lat lekarz poinformował mnie, że pomimo dwóch lat ćwiczeń korekcyjnych na skoliozę (dłuższe siedzenie wywoływało u mnie dyskomfort i ból lędźwiowego odcinka) to nigdy nie będę mógł ćwiczyć siłowo. Jedna rada, której cieszę się że nie posłuchałem! W 2016 roku ważąc 72 kg wymęczyłem 220 kg w martwym ciągu – ponad trzykrotność mojej wagi – i co ciekawe dopóki w moim życiu regularnie podnosiłem ciężkie rzeczy to plecy nigdy mnie nie bolały. Dziś już wiemy, że odpowiednio zastosowany trening siłowy może wspomóc ludzi borykających się z wieloma fizycznymi problemami.

 

 

W wieku 22 lat wydawało mi się, że jestem nieźle przypakowany (z naciskiem na wydawało)! Niemniej skok z 64-65 na 81 kg był niesamowitym przeżyciem. W końcu wyglądałem, jakbym pare razy zahaczył o siłownię 🙂 Jeżeli zastanawiasz się o co chodzi z czapką, to chodzi o to że były Święta a ja wysłałem to zdjęcie dziewczynie… Chciałem być zabawny, heh. Zdecydowanie mam też ubrane spodnie.

 

 

Opowiadam to wszystko, żeby podkreślić jedną dosyć istotną rzecz – a mianowicie to, że nawet jeśli ktoś regularnie trenuje oraz wie co, jak i ile powinien jeść aby mieć kontrolę nad swoją wagą nie oznacza wcale, że jest to wystarczające aby tą kontrolę mieć.

Wracając do problemów z wagą – pojawiły się, jak wspomniałem, po 25 roku życia. Pracowałem wtedy w UK w stresującym środowisku (jeżeli myślisz kiedyś pracować jako trener personalny w większym klubie to praca ta polega w 90% na osiąganiu celów sprzedażowych) dużą cześć czasu wypełniał mi również coaching i prowadzenie szkoleń. Każdego dnia przychodząc do pracy miałem wrażenie, że wykonuję dokładnie to samo – bo w zasadzie tak było. Do tego dołączyły separacja od rodziny, znajomych, powroty do pustego mieszkania, paskudna pogoda i ogólnie tęsknota za wszystkim co polskie.

Wkrótce wszystko to zaczęło kumulować się w mojej psychice i pojawiły się pierwsze stany depresyjne – coraz mniej chciało mi się ćwiczyć. Zacząłem też tracić na wadze – do tego stopnia, że z 80+ kg zszedłem w dół do 63 kg wagi. Za poniekąd interesujące można uznać to, że kompletnie nie zwracałem uwagi na tą zmianę. Miałem to wręcz głęboko gdzieś. Za duże koszulki zostały zmienione na mniejsze rozmiary, to samo ze spodniami. W miarę jak trenowałem coraz mniej, zaczął powracać mój ból pleców ale w tym czasie był to jeszcze mało dotkliwy problem.

Kiedy moje samopoczucie sięgnęło bardzo niskiego poziomu, ja zacząłem z kolei sięgać po jedzenie aby sobie je poprawić. Wszystkiego rodzaju przekąski – słodkie, słone, fast food – jeżeli miało dużo kalorii i mi smakowało to jadłem! Poprawiało mi to humor – przynajmniej na chwilę. Co ciekawe, z czasem faktycznie zacząłem czuć się lepiej, do dziś nie wiem co na to wpłynęło. Niestety to dogadzanie sobie trwało około dwóch lat, w trakcie których przybrałem około 20 kilogramów – głównie tkanki tłuszczowej. Mimo tego, że moja waga pokazywała 84 kg i była podobna do tej którą miałem kilka lat wcześniej to moja sylwetka kompletnie od tego obrazu z przeszłości odbiegała. Na dokładkę plecy bolały mnie praktycznie codziennie, ale od czego są leki przeciwbólowe? W końcu łatwiej jest ignorować problem i brać prochy niż coś z nim zrobić.

Z tego jak wyglądam zdałem sobie dopiero sprawę kiedy coś mnie tknęło aby strzelić sobie selfie. W domu nie posiadałem dużego lustra w którym mógłbym widzieć się w całości więc przez długi czas się sobie w ten sposób nie przyglądałem, przynajmniej nie bez ubrania. To, co wyświetliło mi się sprawiło, że ugięły się pode mną kolana. Niestety zdjęcia nie mam – zaginęło z moim starym telefonem – ale nawet gdybym je miał to bym chyba nie miał odwagi wrzucić go tutaj. Z ekranu patrzył na mnie lekko otyły facet który wyglądał jakby siłownię widział w życiu tylko z oddali mijając ją w drodze do McDonalda.

Wiedziałem, że muszę zacząć działać – jak mogę tak wyglądać i liczyć, że zmotywuję kogokolwiek do treningu i właściwego żywienia? Zawziąłem się w sobie i wróciłem do normalnego rytmu ćwiczeń. Najpierw przepuściłem się przez trzymiesięczną maszynkę treningu z obciążeniem własnego ciała, później jeszcze zakupiłem prosty sprzęt treningowy i dodatkowo urządziłem sobie w mieszkaniu siłownię – miałem trzy pokoje tylko dla siebie, w tym jeden zupełnie pusty i świetnie się do tego celu nadawał.

Fast forward kilka miesięcy później i ważyłem dwa kilogramy więcej niż w najgorszym swoim momencie – 86 kg – ale w pasie straciłem ponad 10 centymetrów. Czułem się też o niebo lepiej. Sylwetkowo dalej nie było szału, ale wiedziałem że dam radę. Pamięć mięśni pozwoliła mi zrobić naprawdę szybkie postępy.

 

 

Powrót do „formy”. W dalszym ciągu mocno zaokrąglonej, niemniej była to masywna zmiana w porównaniu do tego jak wyglądałem kilka miesięcy wcześniej.

 

 

Od tego momentu moja sylwetka poprawiała się stopniowo, w międzyczasie wróciłem do Polski i zacząłem powoli planować otwarcie własnej firmy oferującej opiekę trenerską przez internet, aby móc wykorzystywać swoją wiedzę dla ludzi którzy chcą pracować nad swoją sylwetką. Wszystko wydawało się być na jak najlepszej drodze… Do czasu.

 

 

Zmiana 2014-2015

 

Jeżeli przeczytałeś wszystko do tej pory, to pewnie pamiętasz jak wspominałem, że moje problemy z wagą zaczęły się od wpadnięcia w psychiczny dołek. Otyłością rządzi wiele skomplikowanych mechanizmów i zależności, ale wiemy że sporo przypadków przybierania na wadze zaczyna się właśnie w głowie.

Mój problem tkwił w tym, że naprawiłem efekt tego stanu a nie skupiłem się na uleczeniu jego źródła i tylko kwestią czasu było to, że pojawił się on znowu.

2014 przyniósł rozstanie – z cyklu tych, po których nie wie się co ze sobą zrobić. Wydaje Ci się, że masz fajnie ułożone życie a tu nagle rzeczywistość spada na Ciebie jak poluzowana dachówka boleśnie dając Ci do zrozumienia że jest inaczej. Pod koniec lata tego samego roku zaczęły powracać do mnie nawałnicą dawne uczucia – bezsensowności, przybicia i ogólnej beznadziei. co więc zrobiłem?

Z początkiem grudnia 2014 zacząłem jeść bez opamiętania. W ciągu dwóch miesięcy przybrałem 11 kg i na koniec lutego 2015 na wadze wskazówka pokazała prawie 92 kg! Plusem całej sytuacji było przynajmniej to, że dalej zawzięcie przerzucałem żelastwo na siłowni.

 

 

13 marzec 2015 – 92 kg – 33 lata

 

 

Pomimo tego, że ciągle trenowałem i siłowo szło mi całkiem nieźle – po raz pierwszy w życiu robiłem serie wyciskania na ławce płaskiej ze 100 kg – to nie mogło dać mi spokoju to, że znowu pozwoliłem sobie na obżarstwo i obecny stan. W luźnym podkoszulku wyglądałem w miarę ok – ale tylko z oddali i późnym wieczorem. Tak naprawdę to jakiekolwiek mięśnie wtedy posiadałem były przykryte grubą warstwą sadła. Wiedziałem, że jeżeli kiedykolwiek chcę myśleć o prowadzeniu innych osób przez proces utraty wagi i rozwój sylwetki muszę zrozumieć w pierwszej kolejności dlaczego tak się ze mną dzieje i jak temu zaradzić w przyszłości. Kto chce mieć trenera który wygląda gorzej niż on sam?

W google wpisałem „psychologia przybierania na wadze” i od tego miejsca zacząłem czytać wszystko co wpadło mi w ręce na ten temat. Wkrótce zaczął wyłaniać mi się pełen obraz problemu – używałem jedzenia jako kuli, którą podpierałem się w ciężkich momentach w miarę jak próbowałem się pogodzić z zaistniałą rzeczywistością. Oczywiście błędem były próby godzenia się z czymkolwiek – zamiast tego należało przepracować te odczucia i sytuacje które je wyzwalały – a konsekwentnie rzeczywistość zmienić własnymi rękami. Zdjęcie które widzisz powyżej wsadziłem do swojego portfela – jako przypomnienie tego, co czeka mnie na końcu drogi która zaczyna się od ignorowania tego, co dzieje się w moim życiu.

Dzięki temu, że zrozumiałem swój problem, zrozumiałem też co muszę zrobić by go naprawić. 14 marca 2015 roku nastąpił mój pierwszy dzień utraty wagi którą już znasz z głównego zdjęcia tego artykułu. Zdeterminowany byłem zejść poniżej 10% tkanki tłuszczowej i wiedziałem, że tym razem nic mi już nie jest w stanie przeszkodzić w osiągnięciu i utrzymaniu dobrej sylwetki. Ustaliłem początkowy deficyt dosyć wysoko – przy takiej ilości tkanki tłuszczowej nie obawiałem się o utratę chudej masy ciała.

Trzy miesiące później wyglądałem tak:

 

 

14 czerwiec 2015 – 79 kg

 

 

Mógłbym Cię zasypać frazesami jakie to było trudne, jak każdy dzień był walką ale że jakoś dzięki mej żelaznej woli przezwyciężyłem wszelakie przeciwności… Tylko że tak wcale nie było. Czy było łatwo? Pewnie, że nie. Ale sam się doprowadziłem do tego stanu i nie miałem zamiaru zacząć klepać się po plecach za to, że nie jestem już otyły bo opanowałem się i zacząłem jeść trochę mniej.

Z końcem września 2015, na dwa miesiące przed moimi 34-tymi urodzinami ostatecznie osiągnąłem swój cel – zszedłem poniżej 10% tkanki tłuszczowej:

 

 

30 września 2015 – 71,5 kg

 

 

Co sprawiło, że udało mi się to we właściwie przecież krótkim czasie? Połączenie regularnego przygotowywania posiłków z dokładnym liczeniem kalorii. Oczywiście kompozycja tych posiłków i ich dystrybucja dobowa były bardzo ważne z punktu widzenia dostarczania tego, co moje ciało potrzebuje i równocześnie zaspokajania głodu w stopniu maksymalnym – tu przydały się lata siedzenia z nosem w książkach i badaniach naukowych (czego efektem stał się autoszablon dietetyczny). Oryginał artykułu który czytasz teraz napisałem w marcu 2017 roku, dla jeszcze wtedy angielskiej wersji tej strony. Od czasu największej utraty wagi mojego życia minęło ponad półtora roku i w dalszym ciągu nie mam problemów z przybieraniem zbędnych kilogramów pomimo wielu trudnych momentów.

Wiem, że życie którego nieodłącznym elementem jest ciężki trening i praca nad sylwetką sprawia mi ogromną satysfakcję. Podobną lub czasem nawet chyba większą sprawiają mi wyniki ciężkiej pracy moich klientów, bo czuję się trochę tak jakbym przeżywał ponownie swoje mniejsze i większe sukcesy – nie ma lepszego uczucia!

 

 

5 marca 2017 – 73 kg  – 35 lat

 

 

Jeżeli ja mogłem to osiągnąć, możesz i Ty! Odszukaj w sobie źródło tego, co powstrzymuje Cię przed wyglądaniem tak jakbyś sobie tego życzył. Traktuj głód jako oznakę nadchodzącej zmiany a nie sygnał do rzucenia się na jedzenie. Nie przejmuj się, gdy co jakiś czas jednak nie uda Ci się utrzymać apetytu na wodzy – każdy z nas miewa z tym problem. Dopóki są to sytuacje sporadyczne to nie mają one wpływu na Twoje długoterminowe postępy.

Systematycznie, krok po kroku zdążaj do wytyczonego sobie celu a pewnego dnia obudzisz się i zdasz sobie sprawę, że go osiągnąłeś. Tak po prostu. I nie ma lepszego uczucia!
Dzięki za doczytanie do końca,

– Konrad